Wywiad z fizjoterapeutką dziecięcą
Małgorzata Paleczny – fizjoterapeutka dziecięca, pracująca metodą NDT- Bobath, instruktorka masażu Shantala, a prywatnie mama czwórki dzieci. Prowadzi bloga Mama Fizjoterapeuta, na którym w lekki sposób pisze o rozwoju psychoruchowym dzieci i niemowląt oraz sposobach na jego wspieranie.
Zacznijmy może od bardzo ogólnego pytania – co myśli pani o noszeniu dzieci w chustach? Czy w pani oczach to zdrowe i bezpieczne?
Jeśli chodzi o moje prywatne zdanie, to zdecydowanie tak, choć rozumiem również osoby, które do tematu chustonoszenia podchodzą bardzo ostrożnie. Na ten moment nie ma jednak badań, które mówiłyby nam na ten temat coś więcej. Myślę, że kluczem jest tutaj prawidłowe zamotanie chusty. Jeśli pozycja dziecka w chuście jest prawidłowa, to z punktu widzenia fizjoterapeuty nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy z chusty rezygnować.
Noszenie w dobrze zamotanej chuście nie ma nic wspólnego z pionizacją dziecka, która często wskazywana jest jako argument przeciwko chustonoszeniu. Tymczasem, jeśli zapewnimy maluszkowi odpowiednią pozycję, jego kręgosłup będzie podparty, a chusta odpowiednio związana, to o przedwczesnej pionizacji nie może być mowy.
Chusta zapewnia bliski kontakt dziecka z osobą, która je nosi. Nie muszę chyba pisać o tym, jak ważne jest to z punktu widzenia tworzenia więzi czy chociażby dania dziecku poczucia bezpieczeństwa. Gdyby tak nie było – czy ktoś polecałby np. kangurowanie wcześniaków?
Od kiedy można nosić dziecko w chuście? Kiedy jest ono na to gotowe?
Zdecydowaną większość dzieci można nosić już od pierwszych dni życia, choć nie wszyscy rodzice rzeczywiście decyduję się na takie rozwiązanie. Czasami jest to spowodowane obawą przed zamotaniem tak małego dziecka, czasami nienajlepszym jeszcze samopoczuciem mamy po porodzie.
Nic w tym dziwnego – ten czas to naprawdę dużo nowości, ale… osobiście żałuję, że kiedy na świat przyszło moje pierwsze dziecko, odkryliśmy chusty dopiero wtedy, kiedy Franek skończył 6 tygodni…
A czy wszystkie dzieci można nosić w chuście? Czy może są konkretne przeciwwskazania do noszenia?
Nie ma dwójki dokładnie takich samych dzieci, dlatego daleka byłabym od generalizowania, ale tak – zdecydowaną większość dzieci można bezpiecznie nosić w chuście. Te, które nie powinny być noszone zazwyczaj są pod opieką terapeuty lub innego specjalisty, który zapytany, z pewnością wypowie się na temat stosowania chusty u konkretnego maluszka.
Do każdego dziecka warto podejść indywidualnie, bo czasami nie samo noszenie może nie być wskazane, ale konkretna pozycja. Zakazać noszenia jest łatwo. Poszukać rozwiązania, które będzie bezpieczne trudniej. Ale z mojej perspektywy warto podjąć taki wysiłek.
Część rodziców, którzy próbowali chustowania deklaruje, że ich dziecko „nie lubi noszenia”. Czy rzeczywiście są maluszki, które po prostu nie lubią chustonoszenia? Czy zalecałaby pani przyjrzeć się takiemu dziecku, np. pod kątem prawidłowego rozwoju?
Myślę, że w pierwszej kolejności przyjrzałabym się temu, w jaki sposób chusta jest związana – czy dziecku jest w niej wygodnie, czy ma zapewnioną odpowiednią pozycję miednicy, czy nóżki nie są ustawione zbyt szeroko, czy plecki są odpowiedni podparte, czy dziecko czuje się STABILNIE…
Wiązanie wiązaniu nie jest równe, a diabeł naprawdę tkwi w szczegółach. Dlatego wszystkich rodziców, pragnących rozpocząć swoją przygodę z chustami zachęcam do tego, aby skorzystali z pomocy doradcy, który zawodowo zajmuje się tym tematem. Pomimo tego, że pozycjonowanie malucha nie jest mi obce, kiedy 9 lat temu rozpoczynałam chustonoszenie, sama skorzystałam z takiej pomocy. Zyskałam mnóstwo spokoju, pewność, że technicznie robię to dobrze i… oswoiłam coś, co w pierwszej chwili wydawało się mnie przerastać.
Gdyby pomimo tego, że chusta zamotana jest poprawnie i pozycja dziecka jest prawidłowa maluch w dalszym ciągu mocno protestował, przyjrzałabym się bliżej jego rozwojowi.
Czasami u dzieci mających problemy np. z rozkładem napięcia mięśniowego czy na co dzień doświadczających zupełnie innych pozycji ciała niż te, proponowane w chuście, może pojawić się dyskomfort i stąd maluszek może rzeczywiście nie akceptować noszenia.
Osobiście stosunkowo często spotykam się z taką sytuacja u dzieci, które są zbyt wcześnie pionizowane, które są noszone przodem do rodzica, ale bez odpowiedniego zabezpieczenia pozycji miednicy. Takie maluchy często się prężą, mogą mieć trudności z leżeniem na brzuszku, mogą zaciskać piąstki…
Czasami niechęć może pojawić się u dzieci, które są już bardziej ciekawe świata, chcą się rozglądać, poznały już noszenie przodem, a my akurat postanawiamy rozpocząć przygodę z chustą. Starsze dzieci oczywiście też można z chustą zaprzyjaźnić, jednak bardzo często im wcześniej rozpoczniemy, tym łatwiej maluszkowi poczuć się w chuście jak ryba w wodzie. W końcu to całkiem podobne doświadczenie do tego, które zna z ciasnego brzucha mamy.
Czyli zła technika motania u rodzica może przekładać się na reakcję dziecka i jego niechęć do chusty?
Z pewnością tak. Jak napisałam wcześniej – zła technika motania, zbyt słabo lub zbyt mocno zawiązana chusta, nieprawidłowa pozycja maluszka… te rzeczy mogą powodować u dziecka dyskomfort podczas noszenia.
Kto z nas nie denerwowałby się, gdyby było mu niewygodnie i gdyby nie mógł swojej pozycji zmienić? Albo jeśli chusta nie zapewniałaby potrzebnej stabilności – kto nie szukałby sposobów, aby tę stabilność jednak osiągnąć?
Warto pamiętać o tym, że jeśli motając dziecko my sami nie czujemy się do końca pewnie, maluch z łatwością to rozpozna i może również zareagować napięciem.
Jest też część dzieci, która podczas samego aktu wiązania chusty protestuje, po czym uspokaja się i korzysta w pełni z bliskości, jaką daje chusta.
Jednymi z częstych argumentów przeciwko chustowaniu są obawy, że dziecko przyzwyczai się do noszenia i przez to będzie rozwijać się wolniej od rówieśników. Co pani o tym myśli?
Dziecko jest już przyzwyczajone do noszenia. Bezruch jest dla niego czymś zupełnie obcym. Będąc w brzuchu Mamy mały człowiek był noszony i kołysany bez ustanku.
Jeśli chodzi o rozwój psychomotoryczny, to tutaj kluczem z pewnością jest różnorodność. Nikt z nas przecież nie nosi dziecka w chuście 24 godziny na dobę. Jeśli maluch noszony w chuście ma okazję bawić się również na materacu, na macie, ma okazję się turlać, zmieniać pozycje i doświadczać szeroko rozumianej różnorodności, to nie miałabym tego typu obaw.
Warto pamiętać o tym, że jeśli myślimy o rozwoju dziecka, nie liczy się jedynie to, ILE dziecko potrafi, ale ważna jest również JAKOŚĆ prezentowanych aktywności.
Chusta daje poczucie bezpieczeństwa, a w poczuciu bezpieczeństwa dziecko ma okazję w pełni rozwinąć swoje skrzydła.
Wiem, że pozycja dziecka zmienia się z wiekiem, a raczej z jego rozwojem motorycznym. Czy są jednak jakieś uniwersalne zasady dotyczące zdrowego ułożenia dziecka w chuście, które warto pamiętać?
Tak, pozycja dziecka wraz z jego rozwojem oczywiście się zmienia, ale przede wszystkim powinna być ona stabilna. Dobra pozycja w chuście to taka, w której maluch ma odpowiednio „podwiniętą” miednicę, a co za tym idzie, jego plecki (szczególnie jeśli mówimy o najmłodszych) przybierają kształt przypominający literę C i są podparte na całej swojej długości.
Warto wiedzieć o tym, że to czy uzyskamy pożądane „podwinięcie” miednicy, w dużej mierze zależy od ułożenia nóżek dziecka. Musimy pamiętać, że nie mogą być one rozstawione zbyt szeroko. Kąt pomiędzy nóżkami wzrasta wraz z wiekiem, ale idealnie jest, jeśli mieści się w przedziale 60- 90 stopni. Przy takim odwiedzeniu w stawach biodrowych nie będziemy mieli trudności, aby uzyskać odpowiednie zgięcie nóżek dziecka – wystarczające, aby zabezpieczyć właściwą pozycję miednicy, ale nie za duże, aby pupka malucha nie zwisała zbyt nisko. Jeśli nóżki są za mocno zgięte, dziecko bardzo obciąża doły podkolanowe, czego oczywiście nie chcemy. Stópki dziecka powinny być skierowane na zewnątrz. W takich warunkach, uzyskanie odpowiedniej pozycji plecków będzie formalnością.
Chusta powinna być oczywiście również dobrze dociągnięta. Wszelkie „luzy” będą prowokować osuwanie się dziecka, co nie będzie wygodne ani dla niego, ani dla nas samych.
Czy z perspektywy fizjoterapeuty są jakieś ograniczenia, od kiedy można zacząć nosić dziecko na plecach, zamiast z przodu?
Jeśli chodzi o stronę techniczną, to oczywiście jesteśmy w stanie tak zamotać chustę, aby uzyskać odpowiednią pozycję ciała nawet u najmłodszych maluszków.
Warto jednak pamiętać, że przychodząc na świat dziecko potrzebuje czasu, aby zaadaptować się do nowych warunków panujących po tej stronie brzucha. Nie bez powodu pierwsze 3 – 4 miesiące życia często określane są mianem „brakującego czwartego trymestru”. Dziecko w tym czasie może szczególnie potrzebować bliskości mamy, uspokajająco może działać na nie jej bicie serca, kołysanie towarzyszące każdemu oddechowi… Może potrzebować wtulenia się i odizolowania od bodźców, które docierają do niego ze świata zewnętrznego… To wszystko zdecydowanie łatwiej osiągnąć, kiedy nosimy maluszka z przodu, czyli tak, jak był noszony do tej pory.
Poza tym, kiedy nosimy dziecko z przodu, mamy okazję obserwowania jego twarzy, a i ono może sobie na nas zerkać. Z pewnością jest to ważny krok do poznawania siebie nawzajem i nauki odczytywania własnych potrzeb czy emocji. W pierwszych miesiącach życia to właśnie twarz rodzica, a w szczególności jego oczy, są dla dziecka wyjątkowo intrygujące.
Wracając jednak do tematu noszenia na plecach, z pewnością warto obserwować swoje dziecko i rozpocząć przygodę z „plecakiem” wtedy, kiedy my i nasz maluszek jesteśmy już na to po prostu gotowi. Kiedy mija okres adaptacyjny, dziecko zaczyna coraz bardziej interesować się otaczającym je światem i myślę, że to może być dobry moment, aby spróbować. W końcu noszenie dziecka na plecach jest najbardziej ergonomicznym rozwiązaniem, jeśli chodzi o nasz własny kręgosłup.
Wśród noszących rodziców bardzo często powtarzane jest zdanie „Nosidło najwcześniej dla dzieci samodzielnie siadających”. Z perspektywy fizjoterapeutki to mit czy prawda?
I tak i nie. Jeśli chodzi o nosidła, to na rynku dostępnych jest taka ilość modeli, że naprawdę trudno je zliczyć. Dlatego myślę, że nie możemy wkładać wszystkich nosideł do jednego worka. Znam takie, które z pewnością nie nadają się dla dziecka nie potrafiącego jeszcze samodzielnie siadać, ale są też takie, w których można bezpiecznie nosić nawet najmłodsze maluchy.
Kluczem jest tutaj dopasowanie nosidła do potrzeb i możliwości konkretnego dziecka i… rodzica. Najlepiej jeśli odbywa się to pod okiem doradcy, który doskonale zna temat i podpowie nam czy nasz maluszek dobrze się w takim nosidle układa.
Jeśli chodzi o możliwość „dopasowania” i regulację, to bezkonkurencyjnie wypadają tutaj oczywiście chusty, jednak… mam świadomość, że u części rodziców już sama myśl o ich motaniu wywołuje dreszcze… Nosidła, w związku z tym, że mają mniejsze możliwości regulacji, często są dla rodziców łatwiejsze do przełknięcia.
I choć z perspektywy noszącej mamy mogę powiedzieć, że motanie chusty nie takie straszne, jak może się wydawać, to doskonale rozumiem osoby, które się tego obawiają. Mniej możliwości „regulacji” to najczęściej mniej popełnianych błędów, jednak pamiętajmy, że najbezpieczniej będzie, jeśli ocenę pozycji dziecka i dobór odpowiedniego nosidła dla konkretnego maluszka pozostawimy osobie, która zna temat od podszewki.
Jeszcze na koniec podpytam o te nosidełka, bo to kontrowersyjny temat – co z noszeniem dziecka w nosidłach przodem do świata? W końcu marki światowej sławy oferują tego typu produkty i chwalą się certyfikatami.
Nosząc dziecko przodem do świata nie mamy żadnej kontroli nad tym, jak układa się miednica maluszka. Najczęściej, zamiast dążyć do pozycji pośredniej, ustawia się ona w dużym przodopochyleniu. W związku z tym, że jesteśmy całością, nie pozostaje to bez wpływu na pozycję kręgosłupa czy głowy.
W nosidłach, które dają możliwość noszenia przodem do świata, nóżki malucha nie są w żaden sposób zabezpieczone – bezwładnie zwisają po bokach, a ciężar całego ciała dziecka spoczywa na jego kroczu. Ja w ten sposób nie chciałabym zawisnąć…
Kiedy nosimy przodem do świata, do dziecka dociera bardzo duża ilość bodźców, a ono samo nie ma możliwości wtulenia się w rodzica, kiedy tego potrzebuje.
Nie podpisuję się pod noszeniem przodem do świata ani w chuście, ani w nosidle.
Bardzo dziękuję za miły i przede wszystkim ciekawy wywiad. Cieszy mnie coraz częstsza współpraca fizjoterapeutów i doradców noszenia. Mam nadzieję, że dzięki naszej rozmowie nie tylko rodzice przekonają się do chust, ale i specjaliści spojrzą na nie przychylniejszym okiem. Zapytam jeszcze na sam koniec: gdzie najlepiej szukać Pani w internecie?
Również dziękuję. W internecie najłatwiej znaleźć mnie pod hasłem „mamafizjoterapeuta” – na stronie www.mamafizjoterapeuta.pl oraz pod tą samą nazwą na Facebooku i Instagramie.